Jako ochroniarz bronił posesji, wszystko działo się tak szybko. Włamywacz zaczął uciekać, w pewnej chwili się odwrócił, ochroniarz myślał, że chce go zaatakować. Padł strzał w stronę rabusia. Teraz to włamywacz jest poszkodowany, a ochroniarz usłyszał wyrok skazujący. Co się wydarzyło feralnego 22 grudnia 2015 roku w Malborku?
Feralnego dnia 22 grudnia 2015 roku szef firmy ochroniarskiej Pan Krzysztof Ł, przewoził ze swoim pracownikiem, który był również jego kolegą, Zenonem Z. pieniądze do banku. Na trasie dostali informację, że w jednym z domów jednorodzinnych w Malborku doszło do włamania. Nie zastanawiając się długo, pojechali tam.
Jak wynika z akt sprawy, wchodząc na posesję zauważyli wybitą szybę w oknie, na zewnątrz było jasno. Krzysztof Ł. jako pierwszy zauważył mężczyznę, który był wewnątrz domu. Wówczas Krzysztof Ł. krzyknął do kolegi Zenona Z., że zauważył domniemanego włamywacza. Aby wywrzeć presję na rabusiu Krzysztof Ł. postanowił oznajmić głośnio koledze, że wyjmuje broń i kieruje się na tyły budynku, a on niech pilnuje przodu. Po tych słowach wyjął broń, lecz jej nie odbezpieczył. Po chwili włamywacz wybiegł na zewnątrz i zaczął uciekać, zauważył go drugi ochroniarz Zenon Z., zaczął za nim bieg, krzyczał, by się zatrzymał, lecz bez skutku. Po chwili Zenon Z. usłyszał dwa strzały w powietrze. Tuż za nim pojawił się jego kolega. Krzysztof Ł – jak wyjaśniał funkcjonariuszom – widział, że włamywacz miał coś pod odzieżą, bał się, że to może być broń. Nie wiedział jakie ma plany. Wtedy ochroniarz strzelił, celując w nogi uciekającego mężczyzny. Ten padł na ziemię. Zakuli go w kajdanki, a ten zaczął się skarżyć na niemożność poruszania dolnymi kończynami. Jak wyjaśniał Krzysztof Ł., nie zauważył by był on ranny, nie leciała mu krew. Czekali na policję i pogotowie ratunkowe.
To co stało się później zmieniło życie Pana Krzysztofa w dramat.
Lekarze ze szpitala w Malborku postawili diagnozę, m.in. uszkodzenie rdzenia kręgowego, przez co włamywacz, mimo operacji, resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim.
Podczas przesłuchania rabuś twierdził, że nic nie zabrał z plądrowanego domu. Jak się później okazało, w jego skarpetce znaleziono łańcuszek. Przed sądem przyznał się do kradzieży.
Na początku 2016 roku Prokuratura Rejonowa w Malborku wszczęła śledztwo w sprawie wydarzeń z 22 grudnia 2015 roku. W sierpniu 2016 roku do tamtejszego sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Krzysztofowi Ł., w którym prokurator zarzucał mu oddał strzał do poszkodowanego nie mając do tego uprawnień, czym naraził Mariusza W. (włamywacza) na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowie, a w konsekwencji czynu sprawił, że poszkodowany resztę życia spędzi na wózku.
Śledczy w toku postępowania nie stwierdzili, aby Mariusz W. mógł mieć broń.
W dniu 27 października 2016 roku Krzysztof Ł. usłyszał wyrok skazujący go na karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres 3 lat oraz zakazu wykonywania zawodu ochroniarza przez okres lat 4. Na dodatek został zobowiązany do zapłaty 10 tysięcy złotych poszkodowanemu.
Apelację od wyroku złożył obrońca oskarżonego, który uważa, że materiał dowodowy zebrany w sprawie był niekompletny. Wskazał na złe zabezpieczenie miejsca zdarzenia, oględziny były przeprowadzane kiedy było już ciemno, nadto opinia biegłego z zakresu balistyki wskazuje, że włamywać odwrócił się do Krzysztofa Ł. prawą stroną, więc istnieje prawdopodobieństwo, że mógł chcieć zaatakować ochroniarza niebezpiecznym narzędziem lub po prostu oddać strzał z broni. Zarówno oskarżony jak i jego obrońca chcą uniewinnienia.
Dziś odbyła się rozprawa apelacyjna, wyrok ma zapaść 12 marca. Na domiar złego ochroniarza czeka jeszcze rozprawa z powództwa cywilnego. Mariusz W. zażądał odszkodowania w wysokości miliona złotych oraz rentę.