Miała to być kradzież doskonała. Wszyscy tak myśleli, bo pieniądze i złodzieje zniknęli bez śladu. Dzięki ciężkiej pracy funkcjonariuszy śledczych, udało się zatrzymać wszystkich czterech mężczyzn zamieszanych w kradzież pieniędzy w Swarzędzu. Jak do tego doszło?
„SKOK STULECIA”
Na pomysł kradzieży ponad 8 milionów złotych wpadło dwóch mężczyzn, Grzegorz Ł i Adam K. w 2014 roku. Długo przygotowywali się do skoku i trzeba przyznać, że byłaby to kradzież doskonała, gdyby nie pomyłka jednego z nich, ale o tym w dalszej części artykułu.
Grzegorz Ł. zajmował stanowisko wiceprezesa w agencji ochrony „Servo”, Adam K. był jego przyjacielem. Pomysł skoku w głównej mierze należał do Grzegorza, lecz długo obaj mężczyźni nie potrafili trafić na osobę, która dokona kradzieży. Na przełomie roku 2014 i 2015 pojawił się Marek K., kolega Adama K., który pracował jako kurier. Marek K. znał już wcześniej Grzegorza Ł. właśnie dzięki Adamowi K. To właśnie Marek K. do skoku podstawił Krzysztofa W. – który został fałszywym konwojentem. Jak mówił Krzysztof W. to problemy finansowe pchnęły go do udziału w tym procederze.
Aby mogło dojść do skoku, Krzysztof W. musiał diametralnie zmienić swoje życie oraz wygląd. Od stycznia 2015 roku oficjalnie przebywał na chorobowym (taką wersję przedstawił rodzinie), a w rzeczywistości zwolnił się z pracy, a co miesiąc otrzymywał 1500 złotych od Adama K. Po 2-3 miesiącach przedstawiał się jako Mirosław Duda, zupełnie siebie nie przypominał. Zatrudnił się w agencji ochrony „Servo”, a w maju 2015 roku przeniesiono go do Poznania. W tym samym czasie Adam K. do procederu Dariusza D.
Do wydarzeń doszło 10 lipca 2015 roku. W tym dniu Krzysztof W. dowodził zmianą, narzekał na problemy z nogą i poprosił Jana M. o noszenie toreb do bankomatów, a on zająłby się prowadzeniem samochodu. Kiedy pojechali pod bank PKO BP w Swarzędzu, Jan M. i drugi konwojent wyszli z samochodu. Kiedy wrócili, auta już nie było. Pierwsza ich myśl była taka, że albo Krzysztof W. przeparkował auto, albo udał się do apteki, lecz Krzysztof W. nie wrócił. Udał się drugim autem z Dariuszem D. do Lutomierska, gdzie czekali na nich Adam K. i Grzegorz Ł. Podzielili się pieniędzy z kradzieży i każdy udał się w swoją stronę.
Wszystko przebiegło zgodnie z planem, a funkcjonariusze przez miesiące nie mogli znaleźć żadnych tropów, które zaprowadziły by ich do złodziei. Niestety Adam K. popełnił błąd, który rozpoczął okres przesłuchań i zatrzymań. Namówił żonę Agnieszkę K., by ze swoim ojcem Wojciechem M. poszła do banku i wpłaciła tytułem darowizny 250 tysięcy złotych. To był strzał w dziesiątkę dla śledczych, którzy krok po kroku dotarli do Adama K. Początkowo nie przyznawał się on do czynów, które funkcjonariusze mu zarzucali, lecz po kilku miesiącach poszedł na współpracę. Zatrzymano również Dariusza D., Krzysztofa W. oraz Marka K. W toku śledztwa prokurator napisał akt oskarżenia, w którym wszyscy czterej podejrzani usłyszeli zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej. A Agnieszka K. oraz jej ojciec Wojciech M. zostali oskarżeni o pomaganie w kradzieży.
„JEST WINA, JEST KARA”
W lipcu 2017 roku Sąd Okręgowy w Łodzi wydał wyrok skazujący na karę pozbawienia wolności w wysokości:
– Adam K. 6 lat i 2 miesięcy,
– Krzysztof W. 8 lat i 2 miesięcy,
– Marek K. 7 lat,
– Dariusza D. 6 lat.
Solidarnie mają naprawić wyrządzoną szkodę oraz zapłacić grzywny w wysokości od 5 do 15 tysięcy złotych. Sąd wydał także postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Adama K. i Dariusza D., którzy na rozprawę przyszli z wolności. Po wyroku zapadli się pod ziemię. Kilka dni po ogłoszeniu wyroku Dariusz D. sam zgłosił się na policję, a Adam K. został ostatnio zatrzymany w Łodzi. Był w szoku, że policjantom udało się go znaleźć. Nie zmienił nawet wyglądu, więc ciężko nie było.
Rozprawa apelacyjna została zaplanowana na dzień 13 marca 2018 roku.
A co z mózgiem całej operacji, Grzegorzem Ł.? Wydano za nim list gończy. Złapano go na Ukrainie w listopadzie 2017 roku.